9 maj 2015

To już rok!

Niezbyt długo dojrzewaliśmy do decyzji o drugim psie. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później się pojawi, pytanie było tylko kiedy i jakiej rasy. Był przełom maja i czerwca kiedy oboje stwierdziliśmy, że stawiamy na border collie, choć w planach był jeszcze toller.




Dlaczego? Po części, to, że na torze agility bordery stanowią zdecydowaną większość wpłynęło na mój wybór. Wkręciłam się w ten sport i chciałam psa, z którym będę mogła jeszcze bardziej rozwijać się w tym kierunku. Podobała mi się chęć pracy, wysoka motywacja, szybkość i zwinność. Ale praca to nie wszystko, większość czasu pies spędza w domu przy naszym boku i zależało mi na tym, żeby na co dzień był po prostu fajnym, rodzinnym stworzeniem.


  Poszukiwania trochę trwały, obdzwoniłam kilkanaście hodowli, przeprowadziłam długie rozmowy z hodowcami, ale nie przyniosły one większych skutków, choć było blisko. Aż w pewien weekend pojechałam do hodowli, gdzie był planowany miot na koniec sierpnia. Jechałam z zamiarem poznania psów, hodowczyni i zobaczenia aktualnych szczeniaczków, choć z informacji wynikało, że wszystkie mają już wybranych właścicieli. Kiedy przyjechaliśmy przywitała nas gromadka 5-tygodniowych klusek. Jeden z nich był szczególnie uroczy i przykuł moją uwagę, ani zbyt nachalny, ani wycofany, poprzytulał się trochę do nas, zjadł i razem z rodzeństwem zasnął, by za chwilę znów się bawić i wpychać pod nasze ręce do głaskania. I wtedy padło zdanie, że ten właściwie jeszcze nie ma właściciela, jest wolny.
  W głowie mnóstwo myśli, no bo przecież miała być suczka, a to piesek, no i planowałam szczeniaka z następnego miotu, a te miały być do odbioru za 3 tygodnie. Przez następną godzinę bardzo intensywnie mu się przyglądałam i obserwowałam, rozmawiałam z hodowczynią, poznałam oboje rodziców i przyrodnie rodzeństwo. Serce już wtedy biło mocniej, szczególnie na widok tych niebieskich oczu...Już wtedy imię Gentelman pasowało do niego idealnie.


  Wizyta dobiegła końca, a ja nie potrafiłam zupełnie poskładać myśli, całą drogę w pociągu do Sopotu myślałam, wypisywałam argumenty za i przeciw, obdzwoniłam rodzinę, bliskich, wszystkim wysłałam zdjęcia i wszystkim zadawałam pytanie co myślą, bo nie chciałam sama podejmować tej decyzji.
  No i stało się, zadzwoniłam, że tak, że to ten, że na pewno, że decyzja jest przemyślana i obgadana z domownikami. I wtedy nastąpiły 3 tygodnie oczekiwania na małą kulkę, mającą wywrócić wszystko do góry nogami :)


I muszę powiedzieć, że nigdy nie podjęłam tak szybko tak dobrej decyzji :) Nie żałowałam jej nigdy, Lu jest cudownym psem. Jako szczeniak prawie nic nie zniszczył, był grzeczny i przekochany, no może oprócz mani gryzienia rąk i nóg swoimi igiełkami ale szybko mu przeszło :)  Kiedy w domu nic się nie dzieje, po prostu śpi, lub memla zabawki, wie kiedy jest czas na pracę a kiedy na odpoczynek. Niewiele jest rzeczy, których się boi, jest odważny i bardzo socjalny. Kocha ludzi ponad wszystko, nadal zdarza mu się cieszyć do obcych ludzi na ulicy jakby byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Bardzo dobrze przystosował się do naszych podróżniczych warunków i wiele godzin w pociągu nie jest dla niego problemem, choć czasem pod koniec zaczyna mu się nudzić. Pracuje przepięknie, nigdy nie odmawia, choć zdarzają mu się zawiechy na starcie, kiedy ma przyjąć pozycję startową, ale mam nadzieję, że uda nam się to przepracować. Biega szybko, przez co ja często nie nadążam, ale trenujemy, jezdzimy na seminaria i mam nadzieję, że uda nam się stworzyć zgrany team.











Wzruszam się, na myśl o jego relacjach z Laylą. Początki były trudne, bo Layla mimo, że mieszkała wcześniej z Nelą, to nigdy nie miała do czynienia z chcącym się z nią bawić szczeniakiem. Pierwsze dni przeleżała na oparciu od łóżka bo to było jedyne miejsce gdzie Lu nie miał zasięgu.
 Z każdym dniem ich relacje się poprawiały, Layla nauczyła się, że Luke nie jest groźny, a on nauczył się, że kiedy ona warczy to trzeba odejść. Teraz potrafią całe ranki bawić się razem na łóżku, a Luke respektuje moment w którym Layla biegnie do swojego transportera co jest sygnałem końca zabawy. Dziś jedzą i piją z jednej miski, grzecznie idą obok siebie na spacerach, latają razem za piłką, śpią przytuleni do siebie i myślę, że dobrze im razem ze sobą :)











Przed nami mam nadzieję, wiele przygód i wspólnych chwil!

Przed Wami roczny Luczek w obiektywie Moniki












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz